Zacznę od tego, co mnie rozbolało jako biologa - baba w czerwonej kiecy zaatakowana przez ptaszka (kruk miał to być, ale jakiś taki niewydarzony - kruki mają rozpiętość skrydzeł ponad metr do prawie półtora, więc kut wie, co to za ptaszyna). Zamiast złapać za odnóża i złozyć na pół (no trudno, czasem trzeba), baba lata jak poparzona, piszczy, drze się i na koniec prawie umiera w rowie melioracyjnym, ale nie ubiegajmy akcji, dalej jest weselej (choć szybko akcja się dzieje). Ogólnie straszno i śmieszno. Smieszno, bo trzeba było Damiena gówniarza rach ciach babach, a nie fi fi fi Damianku sranku napij się rumianku. Przepraszam, nie lubię dzieci.